czwartek, 10 września 2015

Mushka i Haga "Z mroku"





Zapraszam Was serdecznie na nowe opowiadanie:)







- Dlaczego tu jest tak ciemno! Nikt nie mówił, że będzie ciemno...Jak łapy Skrzygroma, ciemno i nic nie widać! - krasnoludzica podniosła się, otrzepała sukienkę i miała nadzieję, że jej oczy szybko przyzwyczają się do mroku. W innym wypadku będzie musiała się czołgać przez ten diabelny korytarz, a przecież dopiero co brała prysznic w zeszły czwartek. Krasnoludy nie lubią się w kółko kąpać.
Następnych kilka kroków upewniło ją, że jest równiej, a nawet całkiem równo. Korzenie drzew nie wystawały już ze sklepienia korytarza, bo nie były widać zwykłe wrastać aż tak głęboko w ziemię. Szło się całkiem przyjemnie i krasnoludzica była w stanie nawet nieco przyspieszyć.
- No i może dalej będzie już całkiem łatwo, hehe...
Kiedy Doktor Werk wynajęła ją do wydobycia kamieni iskrorodnych wspomniała jedynie o przeprawie przez rzekę, krótkim spacerze przez pustynię i szybkiej eksploracji jaskini. O mroku nie było mowy, o  nie. Mrok aż prosił się o sowitą dopłatę za usługę! "Takie warunki pracy są nie do pomyślenia. Nie mam nawet latarenki."- pomyślała krasnoludzica i z pewnością pomyślałaby jeszcze więcej, ale nagle grunt pod nogami zamienił się w czarną jak wszystko dokoła próżnię. Upadek był długi i bolesny, ale opłacił się.
Kiedy krasnoludzica ocknęła się, otaczało ją prawdziwe niebieskie królestwo. Ściany napakowane iskrzącymi się kamieniami dawały przyjemne światło. Znajdowała się w sporych rozmiarów jaskini i bez wątpienia mogła tu wydobyć tyle kamieni, ile potrzebowała Doktor Werk do zasilenia swojego laboratorium. Wystarczyło tylko użyć kilofa i już po chwili w pojemniku na paliwo znalazła się cudnie brzęcząca kamienna masa.
Wyjście z jaskini okazało się jednak bardzo trudne. Wspinaczka bez liny nie wchodziła w grę, ponieważ powierzchnia była zbyt gładka, a liny nie było do czego doczepić.
- Nic to!- Zdyszana krasnoludzica opadła na ziemię i zaczęła śpiewać krasnoludzką pieśń, która dodała jej otuchy w tej nieciekawej sytuacji.

"Tam da ram da dam da dom,
Siła pięści gromi grom,
Tam da ram da dam da dej,
Krasnoludzka siła w niej,

Tam da ram da dam da hoc,
Pijmy, tańczmy całą noc,
Hoc, hoc, hoc,
Całą noc,
Hoc, hoc, hoc,
Całą noc
Tam da ram da dam da hoc,
Pijmy, tańczmy całą noc,

Tam da ram da dam da dom,
Krasnoludzkie piersi drżą,
Tam da ram da dam da dej,
Zew to mocy największej,

Tam da ram da dam da hoc,
Pijmy, tańczmy całą noc,
Hoc, hoc, hoc,
Całą noc,
Hoc, hoc, hoc,
Całą noc
Tam da ram da dam da hoc,
Pijmy, tańczmy całą noc "

Jej gruby, donośny głos niósł się daleko, daleko, daleko, ale dalsza część historii wydarzyła się zupełnie blisko. Za jedną z inkrustowanych ścian coś zachrobotało. Krasnoludzica zamilkła i zaczęła nasłuchiwać. 
Po kilku sekundach zza ściany rozległo się wołanie.
- Hej, hej! Jest tam kto?!
- Hej, hej! - odkrzyknęła krasnoludzica i przyłożyła do kamieni pucułowaty policzek.
- Czy wojna już się skończyła?
- Wojna? Jaka wojna?
- No wielka wojna.
- Eee?
- Wielka wojna pomiędzy Niewielkim Wymiarem a Wodolanami!
- Nie ma żadnej wojny! Nie było żadnej wojny!- Krasnoludzica ze zdziwieniem uniosła brwi. - Wyleź  stamtąd, a lepiej się będzie gadało!
- Nie mam jak wyjść.
- Co?!
- Nie mam jak wyjść! Tatko zalepił drzwi gliną z kamieniami.
- Że co?!
- Gliną z kamieniami zalepił i poszedł walczyć!
- Gdzie poszedł?!
- Na wielką wojnę poszedł!
- Czekaj, rozkuję cię i pogadamy! -Krasnoludzica zamachnęła się z całej siły kilofem i już po paru uderzeniach prowizoryczna ściana runęła z hukiem, odsłaniając kolejną komnatę, również pokrytą iskrorodnymi kamieniami. Wiele z kamieni było już wypalonych, a inne wciąż świeciły jasno. Przy nowo wykutym wejściu stała zakurzona okularnica o mahoniowych włosach.
- Ufff, nie wyglądasz jak Wodolanie. - okularnica westchnęła głośno, taksując wzrokiem krasnoludzką fizjonomię.
- Jestem Mushka, krasnoludzica.
- Miło mi, ja jestem Haga, elfka.
- Dobra, a teraz musimy stąd wyjść.- Mushka ominęła elfkę i weszła do komnaty. Miała nadzieję, że uda się jej znaleźć jakieś przedmioty, które umożliwią dostanie się z powrotem do korytarza. W komnacie było dużo książek, zwojów, słoików i kociołków z jadłem. Nie brakowało także instrumentów muzycznych i wszelkich innych rupieci, które były całkowicie nieprzydatne.
- Ale ja nie chcę stąd wyjść!
- Twoja sprawa- Mushka dopadła do kufra, z którego wyrzuciła masę kolorowych szmatek. Na dnie kufra znajdował się stary muszkiet. Szkoda, że w obecnej sytuacji nic było po nim, bo strzelanie z muszkietu to dla Mushki niezwykle relaksujące zajęcie.
- Jak to moja sprawa?!- Haga dopadła do krasnoludzicy i chwyciła ją za ramię.
- No, no! Tylko bez dotykania.- żachnęła się Mushka, a elfka przezornie zwolniła uścisk i cofnęła dłoń.
- Zostań tu ze mną. Tu jest bezpiecznie. Mamy w co się ubrać i co jeść i możesz nauczyć mnie swoich piosenek, a ja nauczę cię moich, na przykład tej...- Haga zaczęła nucić, ale Mushka odwróciła się do niej i złowieszczo ściągnęła brwi.
- Cicho bądź! Ani myślę tu gnić. Na zewnątrz jest bezpiecznie, rozumiesz?! BE - ZPIE - CZNIE!!! Nie ma się czego bać!
- A promieniowanie? A wysysanie umysłu? A...
- Nie ma żadnego promieniowania, a wysysanie umysłu ci nie grozi!!! -Mushka spojrzała w niebieskie oczy elfki, które z wolna wypełniały się łzami. - Słuchaj, na powierzchni jest słońce i drzewa i zwierzęta i wspaniałe potrawy i wiele stworzeń do rozmowy i będziesz mogła im pośpiewać. Nie bój się. Jak tylko się stąd wydostaniemy, to zobaczysz, że na zewnątrz jest bardzo przyjemnie. 
- A widziałaś mojego tatkę?
- Nie widziałam żadnego elfa. 
- A ty jesteś pierwszym krasnoludem, jakiego widzę na żywo...ale jak to nie widziałaś żadnego elfa?
- Jak to na żywo?!
- No bo tak to widziałam, ale tylko w książkach. Podobno jesteście bardzo waleczne i odważne. Gdzie są wszystkie elfy?
- Ah, no tak, w książkach. Tak, ja nie mam czasu na książki. A elfy? Gdzie są? Nie wiem, gdzie są. Pewnie gdzieś są. Może się ukrywają przed wojną, haha! Miło się gada, ale teraz już naprawdę trzeba nam się stąd zmywać, bo robię się głodna, a doktor Werk czeka na te tu kamienie. Bez nich laboratorium kiepsko działa.
- Rozumiem i oczywiście doktorowi trzeba pomóc. Mam w słoiku zapas grzybków teleportacyjnych.- Twarz Mushki poczerwieniała, a Haga sięgnęła do jednego ze słoików, stojącego na pobliskiej półce i wydobyła z niego garść grzybków.
- Nie mogłaś powiedzieć wcześniej!
- Nie wiedziałam, że doktor czeka na kamienie, a poza tym nie pytałaś o grzybki. Myślałam, że chcesz iść na nogach. - Okularnica uśmiechnęła się i podała słoik Mushce. Ta postanowiła nie drążyć dalej tematu. Najważniejsze, że wolność była na wyciągnięcie ręki. Po ustaleniu wspólnego miejsca teleportacji elfka i krasnoludzica zniknęły z jaskini wraz z kilofem i zapasem iskrorodnych kamieni.


* * *


Świeże powietrze podziałało odurzająco i elfka opadła na miękki mech. Jej delikatne ciało zadygotało z zimna. Nadchodził wieczór i w lesie rozlegało się pohukiwanie sowy i wilcze wycie.
- Jak tu magicznie - wyszeptała Haga.
- Wstawaj lepiej, bo cię zeżrą wilki- odparła krasnoludzica, przyglądając się połyskującym w świetle zachodzącego słońca kamieniom.
- Nikt nikogo nie zeżre. Wilki to moi przyjaciele, podobnie zresztą jak i inne zwierzęta.- W chwili gdy elfka wypowiedziała te słowa, na jej ramieniu przysiadł niewielki motyl.
- Świetnie! Kumplujesz się z robakami, a teraz chodź. Musimy kawałek dojść do chatki doktor Werk.
- Nie, nie. Skoro to tylko kawałek, to idź sama, a ja sobie tu zostanę do rana. Jest tak pięknie.
- No dobra. Rób jak chcesz, a w razie czego krzycz. Mam dobry słuch.
- Właściwie to po wschodzie słońca chciałabym wybrać się na targowisko. Potrzebuję kilku rzeczy do rozbicia obozowiska i nie wiem gdzie jest targowisko, więc gdybyś mogła mi wskazać drogę, zanim odejdziesz, to byłabym ci niezwykle wdzięczna.
Mushka szybko wyjaśniła elfce, w którym kierunku należy się udać i obiecała, że jeszcze ją odwiedzi i sprawdzi, czy wszystko w porządku. Ta niepozorna postać w okularach nieco ją zaintrygowała. Dlaczego jej własny ojciec zamurował ją w podziemnej komnacie? Gdzie sam się podział? Czyżby za niewinnym obliczem skrywała się jakaś mroczna tajemnica?

_     _     _     _     _     _     _     _     _     _     _    _
    
Haga zapewnia Mushkę, że sama świetnie da sobie radę w leśnym gąszczu:)



Kiedy Mushka odchodzi na spotkanie z doktor Werk, Haga postanawia pochodzić sobie po lesie.













W końcu przysiada na brzegu leśnej rzeczki i obserwuje zachodzące słońce.
Haga moczy stopy w chłodnej wodzie i nuci melodię, która wabi małego, zielonego ptaszka.

Gładząc mięciutkie ptasie piórka, Haga wspomina spotkanie z Mushką.

Ciekawe, jacy są inni mieszkańcy Niewielkiego Wymiaru? Haga tak dużo czasu spędziła zamknięta w jaskini, że trochę obawia się wyprawy na targowisko. Ma nadzieję, że wszyscy będą tak przyjaźni, jak Mushka, albo nawet trochę bardziej:)







Pozdrowienia!:)



12 komentarzy:

  1. Красивая история)))

    OdpowiedzUsuń
  2. zaczełam czytać i nawet się nie spostrzegłam ,ze to już koniec :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Masz talent, wyobraźnię, zdolności plastyczne i piękne napisałaś opowiadanie!
    Wielkie gratulacje:))

    OdpowiedzUsuń
  4. Haga nie powinna zbytnio się obawiać :)))

    OdpowiedzUsuń
  5. myślałam że to krasnoludki kamienie wydobywają a ich niewiasty li domostwami się zajmują;p

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajne opowiadanie, masz talent :) Zdjęcia śliczne, podobają mi się efekty np. drzewa które dodałaś :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bonitos detalhes com uma história à volta muito harmonizada com a natureza.
    Abraço

    OdpowiedzUsuń
  8. powinnaś prowadzić kanał telewizyjny na tp ze swymi opowieściami:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wyobraźnię to ty masz! Opowiadanie z dreszczykiem ;) i bardzo plastyczne. Można sobie wyobrazić scenerię.

    OdpowiedzUsuń