wtorek, 12 stycznia 2016

'Niech żyje król'- wizyta na Galaksji

Podróż na Galaksję minęła bardzo spokojnie. Fortran porządnie naprawił ekran i choć Lucy nadal uważała go za wyjątkowego aroganta, to nie mogła odmówić mu umiejętności. Komputer działał wzorowo i po kilku godzinach lotu Kapitan Snap pewnie wylądował statkiem kosmicznym na galaksjańskiej ziemi. Lucy chwyciła dysk robota i nasza dwójka zaczęła podążać betonową ścieżką w kierunku pałacu króla Galaksji. Tam bowiem należało dostarczyć zaprogramowany dysk.
-Zobacz.- Kapitan Snap szturchnął, zapatrzoną w kolorowy las, Lucy.
-Co?
-Tam przy rzece.- Kapitański palec wskazał dwóch mężczyzn, którzy stali przy łódce i rozwieszali rybacką sieć.

-Może podejdziemy? Przywitamy się?- zaproponowała Lucy. Kapitan Snap nie zdążył jednak odpowiedzieć, bo znad rzeki rozległo się nawoływanie.
-Ahoj, Ahoj!- krzyczał jeden z mężczyzn, machając przyjaźnie
-Ahoj!- odkrzyknęła Lucy i pobiegła w kierunku wołającego. Kapitan Snap rozejrzał się wkoło i pobiegł za nią.
-Jestem Roan, a to mój bliźniak. Co Was sprowadza w te strony?
-Dostarczamy przesyłkę- odpowiedział Kapitan Snap. W oczy rzuciło mu się niesamowite podobieństwo bliźniaków, z tym że tylko jeden zdawał się być gadatliwy.
-Przesyłkę, hę? No to oczywiście nie będę wam zabierać czasu. Nie zapomnijcie wstąpić do baru Pod Wtyczką.- Gadatliwy bliźniak potarł czoło i kilkukrotnie uformował wąskie wargi w coś na kształt uśmiechu. Drugi bliźniak rozpinał sieć i tylko zerkał w kierunku Lucy i Kapitana.
-A serwują tam koktajle?- zapytała z zaciekawieniem Lucy.
-Co, gdzie, aaa...taaak...oczywiście. Serwują koktajle i przekąski i na pewno bardzo będziecie zadowoleni. Teraz wybaczcie, muszę wracać do sieci.- Roan dał krok w tył i zasalutował po marynarsku.- Niech żyje król!
-No to udanego połowu i do widzenia.- Pożegnalny okrzyk bliźniaka nieco zbił Lucy z pantałyku.

Kiedy powróciła z kaptanem na zamkową ścieżkę, postanowiła podzielić się spostrzeżeniami, ale kapitan ubiegł ją.
-Jacyś dziwni ci bliźniacy. Jeden gada, drugi milczy i to 'niech żyje król'.-Snap przyspieszył, a Lucy dzielnie dotrzymywała mu kroku, ale miała jednak nadzieję, że nie skończy się jedynie na błyskawicznym dostarczeniu przesyłki.
-No może tak się tutaj żegna?
-Jak tu byłem ostatnio, to nikt się tak nie żegnał.-Kapitan Snap był pewien, że Roan nie był typowym, rozluźnionym Galaksjaninem.
Wymianę zdań przerwała para kobiet, która wyłoniła się z lasu i wkroczyła na ścieżkę. Z daleka trudno było zauważyć coś więcej jak tylko to, że obie kobiety były blondynkami. Kiedy jednak panie zbliżyły się, okazało się, iż jedna jest wierną kopią drugiej.
-Niech żyje król!- Wykrzyknęła jedna z kobiet, a druga narzuciła na głowę kaptur zielonej peleryny. Ukryła jednak twarz zbyt późno i zarówno Kapitan Snap jak i Lucy byli pewni, że kobiety były identyczne.
-Kolejne bliźniaki?- wyszeptała Lucy i ścisnęła paczkę.
-No właśnie. To co najmniej dziwne. Chodź prędzej-Kapitan Snap jeszcze przyspieszył i Lucy musiała teraz nieźle się nagimnastykować, aby dotrzymać mu kroku.

-Może to zbieg okoliczności?-wysapała Lucy. Powoli traciła chęć na sławne galaksjańskie koktajle i przysmaki. Wciąż jednak pragnęła czuć się bezpiecznie.
-Może, ale nie wiem, więc dostarczmy ten dysk i wracajmy na statek.
Za ostrym zakrętem betonowej ścieżki ukazał się kwadratowy zamek. Wokół pola siłowego, które go okalało, bawiły się dzieci.
-Jaki kojący widok- Lucy nieco się rozluźniła na widok brykających wesoło maluchów.
-Tylko spokojnie- wycedził przez zęby Snap.
-Ale ja jestem spokojna i tylko...-nagle Lucy zauważyła to, co Kapitan Snap zauważył chwilkę wcześniej.-Jakbym widziała podwójnie.
"Niech żyje król" rozlegało się raz po raz z małoletniego tłumu. Kapitan mocno chwycił Lucy za ramię, Dotarli do bramy i Lucy nacisnęła przycisk domofonu.
-Podaj cel wizyty!- Z głośniczka wypłynął metaliczny głos.
-Przybywamy od Wielkiego Programisty Fortrana. Mamy paczkę z dyskiem robota.- wyjaśniła Lucy. Brama otworzyła się, po czym z hukiem opadła.

-Dobrze, że tak szybko przeszliśmy-skwitował Kapitan Snap i oboje ruszyli do zamkowych wrót, gdzie przywitał ich niewielki , łysawy typ w strojnych szatach.
-Witajcie w królestwie Galaksja. Jestem Alafon, doradca króla. Jak się miewa Fortran?- typ spojrzał chciwie na paczkę i klasnął w dłonie, po czym nie czekając na odpowiedź powiódł Lucy i Kapitana wgłąb zamku.
Korytarze były metalowe, błyszczące, pełne drzwi i kręte. Po paru minutach dziarskiego marszu oczom przybyszów ukazała się duża, metalowa komnata. Wewnątrz komnaty stał sporych rozmiarów robot.
-No więc, co słychać u Fortrana?- zagaił Alafon
-Jest pełen osobistego uroku, jak zwykle.-Lucy nie mogła wyrzucić z pamięci niesmaku po pierwszym spotkaniu z programistą i z nieukrywaną ironią uniosła brew.
-Haha, tak, Fortran to bardzo inteligentny, niezwykle utalentowany młodzieniec. Poproszę dysk.-Alafon wyciągnął ręce po pakunek.
-Czy mogę zadać pytanie?-Kapitan Snap powstrzymał wydanie przesyłki dyskretnym gestem. Nie był pewien, co stanie się kiedy dysk znajdzie się u Galaksjanina.
-Ależ bardzo proszę.
-Po długiej podróży statkiem kosmicznym chcieliśmy się trochę rozerwać, skosztować sławnych koktajli, może wybrać się na masaże. Gdzie tu warto pójść?
-Na pewno bardzo się Wam spodoba w barze Pod Wtyczką. To niesamowite miejsce. Mają wyjątkowe koktajle i przekąski, które rzucą was na kolana. Zaprowadzę was osobiście. A teraz proszę o dysk.- Entuzjastyczną wypowiedź zakończył jakiś taki syk, który mógłby zmrozić krew w żyłach kogoś bardzo tchórzliwego.

Kapitan Snap tchórzliwy jednak nie był ani trochę. W jednej chwili odepchnął Lucy i chwycił Alafona. Próbę krzyku udaremnił, kneblując mu usta potężną dłonią.
-Co tu się dzieje? Pod Wtyczką, co? Co nas czeka Pod Wtyczką? Pewna śmierć? Co tu się dzieje? Teraz mi spokojnie wszystko opowiesz, zrozumiano?
Lucy drżała jak osika, ale wiedziała, że Kapitan zrobi wszystko, aby cało wyszli z sytuacji. Kiedy Alafon zaczął mówić, aż ciężko było uwierzyć w prawdziwość jego historii.
-Pewnie zauważyliście, że ostatnio wielu mieszkańców Galaksji ma duplikat? Otóż, duplikaty to idealne kopie. Myślą, czują, rozwijają się dokładnie tak jak pierwowzory. Ostatnio jednak duplikaty nie czują się najlepiej, a lekarstwo jest właśnie na dysku. Nie dzieje się nic złego. Nic a nic. Po prostu zwiększamy populację Galaksji i tyle.
-Nie wierzę mu!- rozemocjonowana Lucy podniosła głos i zbliżyła się do Alafona, po czym spojrzawszy prosto  w jego czarne oczy, dodała- Jeśli kłamiesz, zniszczymy dysk.
-Nie kłamię.- z ust Alafona wydobył się płaczliwy skrzek.
-No to mamy problem, bo ja również uważam, że nie mówisz nam prawdy.- Kapitan Snap poprawił uścisk.- Dlaczego kopie tak kochają króla? Wykrzykują "Niech żyje król"?
-Co? Aha, nie to...znaczy się, no bo królowi zawdzięczają życie. W końcu są wdzięczni i bardzo zadowoleni. Dzielą wszystko z oryginałami. Są tacy szczęśliwi, jeszcze! Bo trawieni przerażającą chorobą długo nie pożyją.
-Ja ma się zawartość dysku do tych skopiowanych poddanych?-zapytała Lucy. Wciąż nie byłą pewna, czy Galaksjanin nie blefuje.
-Każda kopia ma robo mózg. Taki malutki, niewielki, całkiem tyci, otoczony prawdziwą tkanką. Niezwykle skomplikowany, a teraz zarażony śmiertelnym wirusem, mózg. Na dysku jest odtrutka. Chyba nie myślicie, że kłamię? Włóżcie dysk do tego tu robota i sami się przekonacie. Nic się nie stanie.
-Do każdego mózgu dotrze sygnał, usuwający wirusa?- Kapitan Snap nadal nie wierzył w wyjaśnienia Alafona. Całą ta historia ze zwiększeniem populacji wydawała się bez sensu. Galaksja była niewielką planetą i jeszcze nie tak dawno było na niej bardzo wielu mieszkańców.
-Tak właśnie. Program na dysku wyśle sygnał i wszyscy będą zdrowi i jeszcze bardziej szczęśliwi.-przytaknął ochoczo Alafon.
-No dobrze, wierzę ci, ale zanim oddam ci dysk i udam się z moją tu towarzyszką do Pod Wtyczką, chcę porozmawiać z królem.- Kapitan Snap uśmiechał się i czekał na odpowiedź nieco dłużej niż wcześniej.
-Cóż, z królem, ale po co?
-Król potwierdzi twoje słowa, przekażemy mu ukłony od Fortrana i pójdziemy sobie.
-To nie możliwe.
-Jak to?- Snap wysłał Alafonowi podejrzliwe spojrzenie, które zdawało się być powiązane z siłą uścisku.
-No bo, król jest zajęty.- Oczy Alafona wyszły prawie z orbit. Jego ciało targane bólem, zesztywniało, oddech stał się płytki i nieregularny.
-Na pewno znajdzie czas dla tak ważnej sprawy. W końcu chodzi o życie jego poddanych, którzy bardzo go kochają.
-Król jest zajęty na planecie Florza. Ma tam konferencję i nie można mu przeszkadzać.-Mimo, że uścisk kapitania nie osłabł, to Alafon odetchnął. Czyżby udało mu się wymyślić idealne kłamstwo?
-Cóż, poczekamy więc sobie aż wróci.- Lucy oddaliła się od Alafona, usiadła na metalowej podłodze, a dysk ułożyła sobie na kolanach.

Wizja czekania nie bardzo przemawiała do Alafona. Stwierdził, że w ratowaniu poddanych liczy się każda minuta. Kapitan Snap jednak nie przypominał sobie, aby Fortran jakoś specjalnie nalegał na przesyłkę ekspresową. Był absolutnie przekonany, że Alafon to łgarz. Najbezpieczniej byłoby wrócić z dyskiem na statek i skontaktować się z flotą Niewielkiego Wymiaru. Wtedy można byłoby sprawdzić, co mówią Niewielkowymiarowi wywiadowcy? Czy na Florze odbywa się jakakolwiek konferencja? Kapitan o żadnej konferencji nie słyszał, ale flota nie jest informowana o wszystkich spotkaniach międzyplanetarnych. W końcu Kapitan podjął decyzję i oznajmił, że wszyscy razem udadzą się do statku kosmicznego, gdzie skontaktują się z Flotą Niewielkiego Wymiaru i poczekają na powrót króla.
-Z flotą? Nie wezmą na poważnie kuriera! Kiedy król wróci wylądujesz w lochu i ona też!-Alafon nie wytrzymał i zaczął się szamotać.
-Kuriera?-Kapitan Snap zachował spokój- Jestem Kapitan Snap, dowódca Floty Niewielkiego Wymiaru. Wierz mi, że na flocie można polegać.
-Jak to?! Kapitan Snap?! Z paczką? Dobre sobie, haha.
-To Kapitan Snap, dowódca floty. Nie drzyj się podejrzany typku, bo kapitan wybije ci zęby.- Lucy odwróciła się i spojrzała w kierunku drzwi. Wydawało jej się, że słyszała kroki.
Nagle komnata stanęła otworem. Do środka wparowało kilkunastu strażników. Jeden z nich chwycił Lucy, a inny wyrwał jej dysk.
-Nareszcie!- wydarł się Alafon- Puść mnie kurierze! A wy brać go!
-Stać! Puśćcie Lucy i dajcie nam wyjść, albo połamię mu kości!- odgroził się Snap.
-Nie masz szans! Brać go, a jeśli mnie skrzywdzi, zabić dziewczynę!
Kapitan Snap znalazł sięw sytuacji patowej. Nie mógł pozwolić, aby Lucy stałą się krzywda. Puścił Alafona i wpadł w ręce straży.
Alafon wygładził wytarmoszone szaty i tryumfował, miotając się po komnacie i tuląc dysk.
-Patrzycie na króla! Niech żyje król! Król to ja!
"Niech żyje król"- zawtórowali strażnicy, a Alafon kontynuował.
-Na dysku jest program, który uruchomi robota, a robot owszem, wyśle sygnał, ostatni sygnał! Każda kopia stanie się oryginałem. Rozumiecie?! Posłuszna, waleczna kopia warta jest co najmniej kilku oryginałów! Posłuszna kopia wykona każdy rozkaż, nie narzeka, zabije dla mnie, dla króla! Dla władcy Galaksji i całęj galaktyki!
-Przecież  wszyscy mogą sobie żyć razem!- Przerażona szaleńczym planem Alafona Lucy poczuła ogromną falę współczucia. Za moment miały zginąć setki tysięcy mieszkańców. Alafon szykował się do umieszczenia dysku w robocie.
-Razem? Nie moja droga. Galaksja ma za mało zasobów, aby utrzymywać darmozjadów i szkolić armię, która podbije Niewielki Wymiar.- Alafon przyciszył głos, podszedł do Lucy i położył dłoń na jej zapłakanej twarzy.
-Gdzie jest prawowity król? Jak udało ci się namówić Fortrana do współpracy?-Kapitan Snap wciąż miał nadzieję, że da radę siebie i Lucy i może nawet mieszkańców Galaksji. Starał się mówić spokojnie i liczył na to, iż pycha zgubi samozwańca.
- Fortran nie miał pojęcia, jaki sygnał wyśle mój robot. Nawet mnie nie zapytał! To programista a nie szpieg...a król, cóż, Alapos jest tu. O tu!- przed oczami kapitana zadyndała małą buteleczka, wypełniona bezbarwnym płynem.- Rozwodniłem go maszyną pożyczoną od Wodolan. To było bardzo proste. Tak dbał o siebie, że sam wskoczył do środka. Wystarczyło mu powiedzieć, że to najnowszy model elektrycznego masażera. Głupek!
-Sam jesteś głupek!- Lucy zdobyła się na wielki wysiłek i udało jej się oswobodzić tylko na kilka sekund. To wystarczyło, aby podbiec do zaskoczonego Alafona, zerwać z jego szyi łańcuszek z buteleczką, złapać buteleczkę w locie, ocalając ją przed stłuczeniem i połknąć ją.

-U nas na planecie jedna inżynierka została rozwodniona przez Wodolan i teraz ma sie dobrze! To odwracalny proces!-rzekła dobitnie, powtórnie pojmana Lucy.-Wasz prawdziwy król żyje. Jest w buteleczce.-zwróciła się do strażników.- Nie wyśle was na podbój Niewielkiego Wymiaru, bo nie jest szalony jak ten tutaj Alafon. Nie okryje was hańbą i nie  każe wam wyrzynać niewinnych! Wasz prawowity król kocha pokój i rządzi piękną planetą, na którą ściągają tłumy, aby wypocząć w pięknych lasach i skosztować koktajli! Galaktyka Relaxium szczyci się Galaksją! Pojmajcie króla samozwańca i oddajcie cześć Alaposowi!- W komnacie rozległ się szmer. Lucy byłą dumna z przemowy, którą udało jej się wygłosić, zwłaszcza, że buteleczka z królem boleśnie utkwiła jej w przełyku.
Jeden ze strażników brutalnie obezwładnił Alafona. A stało się to tak szybko, że ten wypuścił z rąk dysk. Urządzenie upadło na podłogę i roztrzaskało się. Następnie jeden po drugim, wszyscy strażnicy uklęknęli przed Lucy.

-Służymy królowi Alaposowi!-oznajmił donośnym barytonem dowódca straży.
Lucy pochyliła się i wykasłała króla.

Następnym krokiem było przywrócenie mu pierwotnej postaci. Kapitan Snap szybko przekonał Alafona do wezwania Wodolan i odwrócenia procesu rozwodnienia. Po kilku dniach król był już całkowicie sobą. Okazało się, że okrzyk "Niech żyje król" był obowiązkowy dla wszystkich nieskopiowanych mieszkańców Galaksji. Tak skrzętnie pilnowali oni, aby go używać, ponieważ obawiali się o swoje życie. Replikanci nie byli wcale przyjaźni, ani wdzięczni. Nie mieli żadnych uczuć. Byli zabójczymi maszynami, pokrytymi cyber skórą. Zaprogramował ich sam Alafon, a dysk Fortrana zawierał kod, potrzebny do ostatecznego nadania im pełnej funkcjonalności. Alafon tak skomplikowanego kodu napisać nie potrafił. Ów kod umożliwiał replikantom samodzielne konserwowanie się i dokonywanie wszelkich napraw. Póki co, obowiązek ten spoczywał na oryginałach. Każdy oryginał musiał codziennego przeglądać podzespoły  swojej kopii przy pomocy niewielkiej aparatury oraz oliwić stawy i dbać o stan cyber skóry. Po dodaniu ostatniego kodu do oprogramowania replikantów, oryginały nie byłyby już potrzebne i czekałby je okrutny koniec.
Wszyscy replikanci zostali dezaktywowani i przerobieni na depilatory i miękkie wanny z masażem. Galaksja rozkwitła na nowo, a to wszystko dzięki Lucy i Kapitanowi Snapowi.
Oboje oni otrzymali specjalny kupon na darmowe zabiegi upiększające i ogromną wdzięczność króla Alaposa oraz niewielkiej galaksjańskiej populacji.
A co znajdowało się w barze Pod Wtyczką? Nic innego jak centrum rekrutacji oryginałów. To tam z rozkazu samozwańczego króla trafiali mieszkańcy i goście Galaksji, aby otrzymać kopię i wszelkie instrukcje.


KONIEC

(pierwsza część historii znajduje się w poście 'Twarde Lądowanie')

2 komentarze:

  1. Очень красивые иллюстрации!

    OdpowiedzUsuń
  2. ależ ta Lucy odważna! i elokwetna! i mądra! i dobra!
    połknięcie Króla a potem wyksztuszenie Go to był
    waleczny akt z Jej strony i brawo, że to uczyniła :)))

    OdpowiedzUsuń