Długie godziny spędzone nad mapami i anonimowy faks od życzliwego obywatela Niewielkiego Wymiaru pozwoliły kapitanowi ustalić, że statek niegodziwców znajduje się w wielkim lesie, okalającym Głębokie Moczary. Zastanawiał się on oczywiście, na ile może ufać wiadomości z nieznanego źródła, ale w tych okolicznościach nie pozostawało nic innego, jak podjęcie ryzyka. W końcu nie wiadomo, co z sierotkami chcą zrobić Wodolanie? Czas zdecydowanie nie stał po stronie kapitana.
Snap postanowił, że wedrze się do statku Wodolan siłą. W akcji pomóc miał mu organiczny miotacz laserów, który specjalnie dla niego wyhodowała i uzbroiła Arit.Arit miała smykałkę do tworzenia różnych wynalazków i być może starcie z Wodolanami było dobrą okazją na wypróbowanie nowej, potężnej broni?
Kapitan Snap zasiadł w swoim fotelu i westchnął głośno, po czym zwrócił się do Lucy, która cały czas obserwowała jego poczynania i kibicowała mu dzielnie, donosząc pobudzającą herbatkę z liści Pluplu.
-Czas wyruszyć na wschód do wielkiego lasu. Nie będziemy strzelać działami statku, bo to zbyt mało precyzyjne. Postaram się wykraść dzieci ze statku Wodolan niepostrzeżenie. Wezmę ze sobą organiczny miotacz laserów.
-Tak, w ten sposób dzieciom grozi mniejsze niebezpieczeństwo- przytaknęła Lucy. Była bardzo niespokojna, ale odważne spojrzenie kapitana nieco koiło nerwy. Jego oczy były czarniejsze niż zwykle. Zdawały się groźne i zdecydowane. Kapitan Snap był świetnym wojownikiem i Lucy dodawała sobie otuchy, wspominając wspaniałe przygody kapitana. Niejednokrotnie już pokazał, na co go stać. Oby i tym razem wszystko poszło gładko.
Lucy podeszła do kapitańskiego fotela i położyła dłoń na oparciu. Statek oderwał się od ziemi i w przeciągu kilku minut dotarli do wielkiego lasu na wschodzie.
-Teraz już czas na mnie- Kapitan Snap wyprężył pierś i uśmiechnął się do Lucy- Wrócę z gromadką maluszków.
-Będziemy czekać na ciebie kapitanie - głos Lucy drżał, a tak bardzo starała się być silna. Bała się, że ostatni raz patrzy w twarz swemu przyjacielowi.
Kapitan Snap chwycił miotacz i wyskoczył ze statku na miękki mech. Biegł przed siebie i nagle jego oczom ukazał się statek Wodolan, a zza okalających statek drzew, wyłoniły się znajome macki. 'Nici z cichej akcji'- kapitan rzucił się w wir walki. Jego ciało zwinnie unikało wrogich macek. Najmniejsze otarcie oznaczało przeraźliwy ból, ponieważ Wodolanie walczyli przy pomocy kwasu. Każda macka miała na sobie tysiące parzydełek.
Jedna macka za drugą opadały bezwładnie na ziemię. Organiczny miotacz laserów świetnie sprawdzał się w doświadczonych rękach. Macek były jednak setki, a kapitan był sam. Nierówna walka męczyła, ale kapitan ani myślał się wycofywać. Zebrawszy w sobie ostatki sił, zrobił w powietrzu imponujące salto i jednym wprawnym strzałem zgładził wrogich wartowników. Opadł zdyszany na ziemię i otarł pot z czoła.
Nagle usłyszał szelest liści i poderwał się na równe nogi.
-Imponujące salto- Uśmiechnięta szeroko pół kobieta pół wąż podpełzła do stóp kapitana- Masz na pieńku z Wodolanami?
-Kim jesteś?- Kapitan zmarszczył czoło i zerkał niecierpliwie na właz wodolańskiego statku.- Trochę mi się spieszy.
-Jestem Melina i dziwię się, że o mnie nie słyszałeś. Co prawda od niedawna jestem w Niewielkim Wymiarze, ale zdążyłam już dać kilka wspaniałych koncertów
-To świetnie, a teraz muszę już iść- Czas zdawał się pędzić i sekundy zrobiły się nagle bardzo cenne. Kapitan odzyskał siły i gotów był na kolejne potyczki.
-Czekaj, czekaj. Nie tak prędko- wysyczała Melina- Pomogę ci
-Ty?
-Nie dziw się tak, tylko zatkaj uszy mchem
Kapitan przystanął i z zaciekawieniem spojrzał na pełzającą wokół niego wesoło istotę.
-Potrafię zaśpiewać tak, że uszy im pękną...dosłownie- zachichotała Melina- Sam nie dasz rady, znam ich. Kupowałam od nich wodę do nabłyszczania łusek. Znam ich dobrze. Oni są potężni, a ty jesteś samiuteńki.
-Co ci do tego wszystkiego?
-Woda do nabłyszczania łusek przeżarła mi ogon. Miesiąc dochodziłam do siebie. Teraz znów jestem piękna, ale i wściekła- syczenie Meliny stało się naprawdę nieprzyjemne i Snap uwierzył w jej szczerą chęć odwetu.
-Dobra, pokażemy im razem. Na statku są sierotki, które chcę ocalić, a więc zero śpiewania przy dzieciach
-Oczywiście- Dwójka ruszyła ku włazowi, ale zanim zdążyli wejść do wewnątrz, ze statku wysypali się kolejni Wodolanie.
Kapitan Snap naprędce zapchał uszy mchem i otworzył ogień. Melina wzięła głęboki oddech i z jej ust popłynęły dźwięki, które tak skutecznie skołowały wroga, że macki zaczęły się plątać.
Wodolanie wyraźnie przegrywali to starcie. Snap cieszył się, że mech posiada tak wspaniałe właściwości wygłuszające i raz po raz ciął laserem oślizgłe tkanki.
Kilkukrotnie niemalże oberwało się Melinie, ale we dwójkę stanowili zgrany duet. Niedobitki Wodolan wycofały się na statek.
Nasi bohaterowie popędzili za nimi i już po chwili znaleźli się w środku. W koło nie było jednak ani śladu dzieci.
Powietrze niczym strzała przeciął ostry krzyk kapitana. Pokryty śluzem kanał odpływowy zamienił się w śliską pułapkę.
Kapitan Snap wpadł wprost do dziury i upadek nieźle go zamroczył.
-Wyłaź stamtąd!- krzyczała Melina- Nie czas na drzemkę. Słyszę dzieci- Melina podpełzła do wielkiej skrzyni, z której wyraźnie dobiegały dziecięce płacze i nawoływania.-Przyszliśmy was uratować. Wszystko w porządku, tylko jesteście dosyć ciężkie- Ogon Meliny był nie tylko giętki, ale i umięśniony. Miarowo uderzała nim w masywną, drewnianą skrzynię i przepychała ją ku wyjściu ze statku.
Kapitan w międzyczasie wygramolił się z kanału.
Nie było to łatwe i wyglądało na chaotyczny taniec między mackami z elementami alpinistyki.
Skrzynię ze statku wytaszczyła Melina wspólnie ze Snapem, Rozwścieczeni Wodolanie wybiegli za nimi, ale w obliczu przewagi siłowo taktycznej, zmuszeni byli zrezygnować, schronić się w statku i odlecieć z polany.
-Udało się- zatarła dłonie Melina, a Snap wyjął z uszu mech i potrząsał głową, próbując pozbyć się resztek ziemi- Może zanim rozpakujemy dzieci, pocałujemy się? Adrenalina buzuje we mnie bardzo rozkosznie i ty jesteś taki rozkoszny- dodała, przesuwając dłońmi po biuście i nadymając wargi.
-Ehm, no może jednak rozpakujmy dzieci, bo się poduszą- Kapitan zapukał w skrzynię i przesunął palcami po policzku Meliny, która zdawała się nieco zawiedziona, ale przekonana o konieczności wypuszczenia dzieci ze skrzynki.
Po chwili dzieci były wolne i w tym samym momencie Melina wpadła na pomysł, aby zabrać je na zakupy i jakoś odziać oraz nakarmić. Kapitan Snap przystał na zakupy pod warunkiem, że towarzyszyć będzie im Lucy. W końcu trzeba było ją czym prędzej zawiadomić o zwycięstwie.
Obraz nędzy i rozpaczy zamienił się w obraz maluszków o roześmianych buziach.
Podczas jedzenia i wybierania strojów, dzieci opowiedziały swoje historie.
Okazało się, że Pyza, Poli, Pin i Pao pochodzą z planety Takosamozja. Na Takosamozji wszyscy mieszkańcy byli tacy sami i żadne z dzieci nie miało pojęcia, dlaczego Wodolanie wysadzili ich planetę w powietrze i na co była im grupka maluchów? Mieszkańcy Takosamozji rozpoznawali się po głosie i ubraniach oraz fryzurach. Było wśród nich wielu utalentowanych krawców i fryzjerów. Wszyscy Takosamozjanie odznaczali się niesamowicie dobrym słuchem.
Domem Ronzy była planeta Bavika. Bavikanie uwielbiali rozrywki i od rana do wieczora oddawali się przeróżnym rozkoszom. Planeta została zniszczona w Noc Wielkich Fajerwerków i mieszkańcy myśleli, że błyski na niebie to fanfary świetlne na cześć króla Bavikona 8001. Było oczywiście inaczej. Król Bavikon i jego poddani zginęli, a wraz z nimi niesamowite instrumenty muzyczne, wspaniałe sztuki teatralne, pyszne napitki na jadzie Gadolona i wymyślna sztuka kulinarna.
Ronzy najszybciej biegała między straganami, uginającymi się od różności. Lubiła świecidełka i bardzo smakowały jej lody z Gór Zawsześnieżnych.
Po miło spędzonym wieczorze, Lucy, kapitan Snap i maluchy udali się z powrotem na statek. Melina popełzła do swej pieczary i cały czas była trochę niezadowolona, że kapitan Snap zdawał się bardziej zainteresowany Lucy niż nią. Nie wiedziała dlaczego? W końcu Lucy była taka sztywna, dwunożna i nudna.
-Ale gdzie my będziemy spać?- Ronzy przeciągnęła się leniwie. Wszystkie dziewczynki były już zmęczone. Wiele przeszły i stres robił swoje. Pao zaczęła pochlipywać, a Pyza wtuliła się w kapitana Snapa.
-Przydzielimy Wam wolne kwatery w przestrzeni grawitacyjnej na ostatnim pokładzie. Tam jest cicho i przyjemnie. Wyśpicie się.- Powiedziała Lucy i przeczesała dłonią miękkie włosy Pao. Dziewczynka przestała płakać i uśmiechnęła się delikatnie.
-Nie mażcie się tak- Ronzy zeskoczyła z kolan Lucy, gotowa udać się na spoczynek. Zastanawiała się, czy przestrzeń grawitacyjna rzeczywiście będzie wygodna?-Jutro będzie nam lepiej. Każdego dnia będzie nam lepiej. -zakręciła palcami i wpatrzona w dłonie kontynuowała- Kiedyś nie wiedziałyśmy nawet o istnieniu Niewielkiego Wymiaru, a teraz to nasz nowy dom i czuję, że będzie nam tu dobrze. Otacza nas całkiem nowy świat. Wodolanie już nam nie zagrażają. Nie odzyskamy tego, co straciłyśmy, ale możemy zacząć od nowa, budować nowe życie i cieszyć się tym, co mamy tutaj.
-Świetnie powiedziane Pao- skwitował dziecięcą przemowę kapitan, a nieco podbudowane dzieci zaklaskały.
Kiedy wszyscy się wyściskali, dzieci dostały porcję magicznych grzybków i przeteleportowały się do nowych kwater. Rzeczywiście było w nich bardzo przytulnie. Nadeszła spokojna i cicha noc.
Ciekawa historia:) Zazdroszczę takiej pomysłowości :) Pozdrawiam Serdecznie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję:)) Bardzo mi miło, ale to się samo dzieje:)
UsuńPozdrowienia!:))
Zawsze czytam kolejne odcinki Niewielkiego Wymiaru i powiem Ci, że jestem coraz bardziej oczarowana tymi historiami :) Twoja pomysłowość i wyobraźnia naprawdę nie znają granic :))
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło:)) Awww, dziękuję:)
UsuńBuziaki!:)
Super historia! A jaki mężczyzna! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Dzięki:) Racja, niezłe z niego ciacho:D
UsuńUściski!:)
ja się nie dziwię - Lucy jest nad wyraz atrakcyjną panienką,
OdpowiedzUsuńa Kapitan jakże urodziwym, odważnym i honorowym
mężczyzną - piekna para się szykuje w Laleczkowie ♥
No nie wiem, czy coś między nimi będzie. Kapitan Snap jest bardziej oficjalny niż w zalotach, a Lucy tylko patrzy na niego z jakimś takim apetytem, ale nie jestem pewna, czy zepsułaby przyjaźń dla związku? Sama nie wiem, zobaczymy, co się wydarzy?:))
Usuńaaa - ciuszki maleństw zaskoczyły mnie -
OdpowiedzUsuńzwłaszcza strój Pao - uroczej modnisi!
Dzięki:))
UsuńUściski!:))
Magnifico blog!!
OdpowiedzUsuńCuantos recuerdos me traen de mi niñez..Gracias por compartir
Con cariño desde España
Besitos mi niña
Świetna historia. Chętnie zaglądam na Twojego bloga,pozdrawiam ;-)
OdpowiedzUsuńDziękuję i pozdrawiam Cię serdecznie!:))
UsuńIdealna niespodzianka na Dzień Dziecka :)
OdpowiedzUsuńWspaniałe ilustracje tworzysz ze swoich laleczek. Pozdrawiam :)
Przychodzę z rewizytą :) Fajne się dzieje na Twoim blogu :) Pozdrawiam cieplutko!!!!
OdpowiedzUsuń