czwartek, 28 stycznia 2016

Super artykułowana Barbie Made to Move Fitness - moja opinia

Dziś chcę Wam pokazać lalki Barbie Made to Move. Jestem absolutnie zauroczona ich artykulacją. Mogą pozować tak dobrze jak Obitsu i są po prostu bardzo fajne:)
W moje ręce trafiła delikatna Azjatka i czarnoskóra piękność.

Na półce sklepowej pozostawiłam blondynkę i lalę z brązowymi włosami i szerokimi brwiami. Kiedy przeglądałam zdjęcia w sieci to brązowowłosa podobała mi się najbardziej, ale na żywo sprawa miała się zupełnie inaczej.
Urzekły mnie cudne loczki i pozytywne spojrzenie Barbie w żółtej koszulce i subtelny wygląd jej liliowej koleżanki.  Te dwie twarzyczki całkowicie skradły moje serce:)



Jak widzicie, obie Barbie w pudełkach pozują nieco inaczej. Nie spodziewałam się mimo to różnic 'konstrukcyjnych'. Kiedy już udało mi się uwolnić obie lale, to okazało się, że prawa rączka czarnoskórej lalki nie przylega idealnie do ciała. Przypuszczam, że można by nieco rozmiękczyć plastik wrzątkiem i przygiąć ramionko, ale póki co, nie przeszkadza mi to jakoś specjalnie:) Bardziej zasmuca mnie przygnieciona zabezpieczającą gumką dłoń Azjatki.

W ogóle to dłonie tych lal różnią się od typowej barbiowej dłoni. Są trochę bardziej płaskie i najmniejszy palec odstaje od reszty.

Tak czy owak, lale mogą przyjmować najróżniejsze pozy. Bez problemu dotykają dłońmi do buzi, a nawet sięgają za głowę. Artykulacja Barbie Made to Move to po prostu coś wspaniałego.


Barbie Fitness Made to Move posiadają następujące stawy:

-szyja
-bark
-obrotowe dzielone przedramię
-łokieć (podwójny staw)
-nadgarstek (zgina się  do przodu i do tyłu i obraca)
-staw pod biustem (poruszanie na boki i do przodu i do tyłu)
-miednica (nogi nie robią pełnego szpagatu tureckiego, ale z francuskim nie ma problemu)
- obrotowe dzielone udo
-kolano (podwójny staw)
-kostka (zgina się do przodu i do tyłu i obraca)



Stawy są sztywne, solidne i lalki ładnie trzymają pozy.

To naprawdę Barbie stworzone do poruszania się:)





Mogę śmiało stwierdzić, że niczego im nie brakuje. Pomalowane są dokładnie i mają dość gęste włosy, które są miękkie, przyjemne w dotyku i w obu przypadkach nie były polakierowane.

Jedynie rozebranie laleczek z ich oryginalnych bluzek było dla mnie dość nieprzyjemne. Bluzki bowiem nie mają z tyłu rozcięcia. Wyglądają jak ubrania dla ludzi. Są bardzo równiutko uszyte i ogólnie bardzo przyjemne, ale niestety średnio funkcjonalne:)

Na pewno nie będę zakładać ich z powrotem:)



Podobają się Wam lalki Barbie Made to Move Fitness?

Przypadła Wam do gustu ich artykulacja?


Pozdrowienia!:))

poniedziałek, 18 stycznia 2016

'Lekcja geografii'- Dzieci poznają Lucynkę i dyskutują o galaktyce Relaxium


Dzieci usiadły grzecznie przed wielkim ekranem i gotowe były na cotygodniową lekcję geografii.
Zenobia entuzjastycznie machała nóżkami, a Lisia tak się skupiła, że ani drgnęła. Poki i Moki kiedyś do skomputeryzowanego nauczyciela nastawione były dość sceptycznie, ale teraz także i one z utęsknieniem oczekiwały na pasjonujące lekcje geografii w robo-szkole. Okazało się, że nawet przed płaskim ekranem komputera daje się poczuć magię świata i do tego z łatwością można zauważyć jego ogrom.

-Zaczynamy dokładnie za minutę i piętnaście sekund, gdzie jest Ghaja?- Bela odwróciła się i szepnęła do koleżanki, siedzącej z tyłu.
-Pewnie gania za piłką. Rano byłyśmy razem z Glendą w lesie i znalazłyśmy taką małą polankę, idealną na boisko albo na mały ogródek warzywny. Ja bym wolała ogródek, ale wiesz jaka jest Ghaja.- Laika poprawiła dwa koczki po bokach głowy i zapiszczała, bo coś uszczypnęło ją w stopę.

-Czego się drzesz? Stało się coś?-Głośnym szeptem zapytała, siedząca obok robo-dziewczynka Bip.
Laika uniosła brwi jeszcze wyżej niż zwykle. Po podłodze w najlepsze maszerował niedźwiadek. To na pewno on ją podgryzł!

-Czyj to misio?!-Laika wstała i przebiegała wzrokiem po buziach koleżanek.
Pyza, Poli, Pin i Pao chichotały, a Ronzy wyglądała na bardzo zaskoczoną i chyba trochę bała się misia.
-No czyj on jest?!!-Powtórzone pytanie rozbrzmiało echem po sali, w której nagle zrobiło się bardzo cicho.
-Ehm!Ehm! Zaczynamy lekcję.-Z komputera rozległ się delikatny acz stanowczy głos.
Wszystkie dziewczynki usiadły grzecznie i w tym właśnie momencie do sali wpadła zdyszana Ghaja.

-Witaj Ghaju!-powiedział komputer
-Dzień dobry kompusorze 1123- Ghaja pobiegła na swoje miejsce i usiadła, wciąż łapczywie łapiąc oddech.
-Dlaczego się spóźniłaś? Czy coś się stało?-Kompusor 1123 rozszerzył soczewkę.
-Kompusorze 1123, byłam na spacerze z nianią Glendą i spóźniłam się, bo Glenda musiała odebrać małą Lucynkę z promu międzyplanetarnego.
W sali zaszumiało. Jedna dziewczynka szeptała do drugiej. Każda chciała wiedzieć, kim jest Lucynka? Nawet pojawienie się misia nie wywołało takiego poruszenia.
-Nie mam w rejestrze żadnej Lucynki.  Czy próbujesz kłamać?- kompusor przeskanował zasoby personalne, ale Lucynki w nich nie było.
-Bo Kompusorze  1123 Lucynka nie jest z Zieni, a z Mrozika i jest kuzynką Lucy. Niedługo wszyscy ją poznają. Musiałą tylko iść się przebrać i zaraz przyjdzie na lekcję.
-Ja, ja już się przebrałam i przyszłam.-Głowy wszystkich dzieci zwróciły się ku dużej szafie z pomocami naukowymi, zza której wyłoniła się Lucynka.

'Kiedy przyszłaś?', 'Czemu się ukryłaś?', 'To twój misio?'-dziewczynki przekrzykiwały się i jedna przez drugą zadawały pytania.
-Cisza!-jazgot przerwał głośny głos komputera- Dzień dobry Lucynko. Pozwól tu do przodu i opowiedz nam trochę o sobie-do komputerowej pamięci wpłynęły właśnie dane Lucynki, ale dzieci nadal były bardzo ciekawe nowej koleżanki. Integracja była ważną sprawą, więc komputer zdecydował się skrócić merytoryczną część lekcji.

-Jestem Lucynka. Przyleciałam z planety Mrozik do mojej cioci Lucy. Moja mama jest siostrą Lucy, a właściwie była. Nie może się mną już zajmować, bo wpadła do lodowej szczeliny. Będę z wami mieszkać na statku Kapitana Snapa i...i wbiegłam do sali, kiedy gawędziłyście przed wejściem. Niedźwiadek jest mój i wabi się Misio. Przyniosłam go ze sobą, bo on jest bardzo zagubiony na nowej planecie. Nigdy nie widział ziemi bez śniegu ani kwiatów. Całe życie mieszkał na Mroziku...tak jak ja.
-Dziękujemy Lucynko  i witamy ciebie i Misia na Zieni i wśród nas.-Kompusor, mrugnął soczewką do dziewczynki, która nieco trzęsła się z emocji i była wyraźnie onieśmielona, a następnie zwrócił się do reszty uczennic.-Powitajcie nową koleżankę. Na pewno znajdziecie dużo ciekawych tematów do rozmów i będziecie się świetnie bawić po lekcji geografii.
'Cześć Lucynko!', 'Przykro nam z powodu twojej mamy.', 'My też jesteśmy sierotkami!', 'Oprowadzę cię po statku kapitana!', 'Zjesz z nami obiadek?'- W sali znów powstał harmider, ale kompusor sprawnie interweniował i rozpoczęła się lekcja geografii galaktyki Relaxium.
Lisia wymieniła wszystkie planety układu słonecznego Alphia, zaczynając od najbliższej słońca: Sivika, Meo, Zienia.

-Bardzo dobrze.-pochwalił ją kompusor-A teraz opowiedz nam o księżycach.
-Księżyc Siviki jest widocznie biały, a zawdzięcza to powierzchni pokrytej parującą wodą. Meo ma dwa księżyce i oba widoczne są na niebie w tym samym czasie. Zienia ma jeden księżyc.- wyrecytowała dziewczynka bez zająknięcia.
Otrzymawszy kolejną pochwałę, zarzuciła dumnie orzechowymi włosami i energicznie usiadła na swoim miejscu. Następna do odpowiedzi została wyznaczona BIP. Robo-dziewczynka nie przepadała za nauką. Wolałaby uczyć się się tak jak inne roboty, poprzez automatyczne uzupełnianie pamięci. Niestety jej twórca postarał się, o to aby tradycyjna nauka, była jedyną opcją. BIP westchnęła głośno i wymieniła jedyną istniejącą obecnie planetę w układzie słonecznym Reddia oraz wspomniała o planecie X-11, która zapewne istniałaby nadal, gdyby nie zniszczyli jej Wodolanie.
-Opowiedz jeszcze o księżycu C-12 i proszę coś więcej o słońcu-Komputer wygiął soczewkę w uśmiech.

-Słońce jest czerwone. Co ranka budziło mnie ciepłymi promieniami. Patrzyło na taflę jeziora przed naszym domem i wtedy woda wydawała się zrobiona z ognia. Lśniła złotem i czerwienią i przyjemnie było się w niej kąpać. Z moim inżynierem jedliśmy śniadanie, a później szliśmy do holokabiny spotkać się z mamusią.
-Bo mamusia BIP była hologramem. Miała wielkie zielone oczy i miękkie brązowe włosy i umiała pięknie śpiewać kołysanki i czytać opowiadania i była super!- wtrąciła się Zenobia, która lubiła słuchać historii innych dzieci. Sama nie pamiętała swojej historii. Od zawsze mieszkała na statku Kapitana Snapa. Wiedziała tylko, że bardzo dawno temu kapitan ocalił ją przed śmiercią.
-Tak wiem, to jest w mojej pamięci. Pozwólmy BIP opisać księżyc C-12-odparł komputer. Zenobia przygryzła dolną wargę, a BIP zabrała się za opisywanie istniejącego księżyca wciąż istniejącej planety.
-Księżyc C-12 cały składa się z wody. Podobno wewnątrz księżyca są podwodne promy, którymi można podróżować przez księżycowe głębiny. To musi być niesamowite!- BIP dała się ponieść wyobraźni. Zastanawiała się, jakie stworzenia kryje księżycowa woda i jak wygląda podwodny prom?
-Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź BIP. Możesz usiąść. Teraz porozmawiamy o układzie słonecznym Basal.-skomputeryzowany głos wyrwał BIP z rozmyślań. Do odpowiedzi zgłosiła się Poli.

-Układ słoneczny Basal składa się z czterech planet i jest to największy układ słoneczny w galaktyce Relaxium. Planety to: Exepcja, Celamia, Maghron i Seea. Exepcja ma jeden księżyc. Jego powierzchnia pokryta jest wodą i księżyc jest widocznie niebieski. Wnętrze księżyca składa się z lodu, co jest bardzo ciekawe zważywszy na bliskość Exepcji do słońca. Celamia ma jeden księżyc podobnie jak Maghron. Księżyc Maghrona jest czerwony i wyjątkowy, bo na jego powierzchni znajdują się czynne wulkany. Seea ma aż trzy księżyce różnej wielkości.-Poli była z siebie dumna, bo udało jej się tak dużo zapamiętać. Uczyła się cały tydzień!
-Brawo Poli! Kto chciałby opisać układ słoneczny Misea Orkela?
Ronzy szybko podniosła rękę. Uwielbiała ten układ słoneczny, ponieważ to właśnie w nim kiedyś znajdowała się jej rodzinna Bavika, którą wysadzili w powietrze Wodolanie.

-Układ słoneczny Misea Orkela ma dwa słońca: Miseę i Orkelę. Ma tylko jedną planetę, która nazywa się Galaksja. Galaksja ma jeden księżyc. Mogę jeszcze opisać układ słoneczny Ouala.
-Dziękuję Ronzy. Poproszę Poki o charakterystykę Ouala.-Kompusor zauważył, że Poki i Moki zamiast słuchać, bawiły się z Misiem.-Poki...Poki.

-Poki, Kompusor 1123 mówi do ciebie- Lisia próbowała wezwać koleżankę do porządku, ale ta doszczętnie pochłonięta była głaskaniem misiowego brzuszka. Dopiero kiedy Lucynka przywołała Misia do siebie, Poki dostrzegła, że kompusor czeka na odpowiedź.
-Co mam opisać Kompusorze 1123?-zapytała zaskoczona, a komputer powtórzył pytanie.

-Aha, no więc układ słoneczny Ouala ma wygasłe słońce i jedną planetę, na  której jest zawsze ciemno i zimno. Ta planeta to Mrozik. Mrozik nie ma księżyca, ale ma dwa pierścienie.  Wewnętrzny pierścień składa się z pyłu. Pierścień zewnętrzny składa się z kawałków skał i lodu. Przepraszam, że nie uważałam, ale Misio jest bardzo milutki.
-Bardzo dobrze i postaraj się więcej nie rozpraszać. Teraz może Lucynka opowie nam o tym, jak wygląda życie na Mroziku, skoro nie ma tam naturalnego światła?
Lucynka wciąż jeszcze czuła się niepewnie, ale mogła bardzo dużo opowiedzieć o Mroziku. Ścisnęła Misia i zaczęła mówić powoli i dość cicho. Dziewczynki łowiły każde słowo jej opowieści, ponieważ ciężko im było wyobrazić sobie życie na planecie bez słonecznego światła.
-Chociaż Mrozik nie ma słonecznego światła, to wcale nie jest na nim ciemno. Ogromne generatory wytwarzają energię z wiatru i dzięki tej energii mamy światło w domach, na ulicach, w sklepach i wszędzie, gdzie tylko jest ono potrzebne. Niektóre miejsca oświetlone są przez całą dobę, a niektóre tylko wtedy, gdy ktoś akurat w nich przebywa. Wszyscy na Mroziku noszą ciepłe ubrania. Wiele obiektów okrytych jest szklanymi kopułami i tam jest nawet ciepło, ale poza kopułami nie da się przetrwać zbyt długo nawet w ciepłym ubraniu. Dlatego dzieciom nie wolno opuszczać systemów kopuł i oszklonych korytarzy. Na Mroziku nie jest tak zielono, jak na Zieni. Ogrodnicy sadzą rośliny w miejscach, w których jest najcieplej, czyli przeważnie przy maszynach, które nagrzewają się podczas pracy. Drzewa, krzewy i trawa rosną bardzo dobrze na przykład w pobliżu klimatyzatorów. Każda kopuła ma klimatyzatory. W ten sposób można swobodnie oddychać.
-Podobało ci się życie na Mroziku?-Moki nie mogła sobie wyobrazić życia bez bujnej roślinności. Na Lawinii nie było ochronnych kopuł i roiło się od roślinności. Kiedy Kapitan Snap ocalił ją i jej siostrę Poki z rąk Wodolan, to Lawinii już nie było, ale na szczęście na Zieni również rosły bujne lasy i Moki czuła się prawie jak w domu.
-Nigdy nie widziałam tylu drzew na raz co tutaj. Nigdy nie byłam na otwartej przestrzeni. Tu jest po prostu inaczej. Tam byłam w domu i podobało mi się wszystko, bo było znajome.
-A gdzie się bawiłaś? My na Ziemniaku mieliśmy bardzo duże boiska do gry w piłkę i place zabaw.-Ghaja zastanawiała się, czy pod kopułami było miejsce na obiekty sportowe?
-Na Mroziku są sale treningowe. Tam można sobie pobiegać na ruchomych chodnikach, pograć w piłkę i ćwiczyć. Oprócz tego chodziłam do kina, bawiłam się lalkami, grałam w gry, czytałam bajeczki. Mama opowiadała mi różne historie z wypraw na zewnątrz. Było wesoło i nie nudziło mi się.
-A dlaczego twoja mama wychodziła na zewnątrz?-Ghaja nie zorientowała się, że dopytywanie się o mamę Lucynki, może sprawić jej przykrość i przywołać wspomnienia.
-Moja mama prowadziła badania naukowe. Sprawdzała stan planety i codziennie była na zewnątrz.-Lucynka pociągnęła nosem- Mój tata raz bardzo dawno temu wyszedł na zewnątrz i nie wrócił. Miałam nadzieję, że uda jej się go odnaleźć, ale się nie udało.
Kiedy Lucynka zamilkła w sali słychać było smutne westchnienia. Pyza, Poli, Pin i  Pao pochlipywały. Zenobia wstała z miejsca, przełamała wrodzoną nieśmiałość i przytuliła Lucynkę, która wciąż miętoliła misia.

-Żadna z nas nie ma rodziców, ale na statku Kapitana Snapa jest bardzo dobrze. Mamy nianię Glendę i Lucy. Lucy jest siostrą Twojej mamy, na pewno się cieszysz, że się tobą zajmie, prawda?
-Zenobio- rozkleiła się Lucynka- Jeszcze nigdy nie widziałam Lucy i boję się, że mnie nie polubi.
-Polubi cię. Polubiła nas i ciebie też polubi.
-Dziewczynki. Proszę o spokój. Mamy jeszcze kilka minut lekcji.-Kompusor 1123 pozwolił dziewczynkom poznać się lepiej. Nawiązanie kontaktu z Lucynką zakończyło się sukcesem. Jej szanse na zaakceptowanie przez resztę dzieci były bardzo wysokie. Wszystko poszło zgodnie z planem, choć istoty z przewagą krwi i kości bywają nieprzewidywalne.
Kiedy lekcja geografii dobiegła końca dziewczynki wybiegły razem z sali. Glenda zaprowadziła je do statku kosmicznego, gdzie Lucynka spotkała ciocię Lucy.

KONIEC

niedziela, 17 stycznia 2016

Buty dla lalek - pomysł na korkową podeszwę ( Ever After High / Monster High )

Lalki, które mają stopy dostosowane do butów na obcasie, czasami mają ochotę pochodzić na płaskim:)
Oto buty dla lalki Ever After High, w których umieściłam korkowe wypełnienie. Dzięki temu wypełnieniu laka sama stoi:)



Tą korkową podeszwę zrobiłam z korka od wina. Zaczęłam od wycięcia obcasów, a później dokleiłam płaskie podeszwy.



Kiedy wypełniacze były już gotowe, zabrałam się za szydełkowanie butów. Zaczęłam od dolnej krawędzi, upewniając się, że wypełniacze będą pasować rozmiarem.
Na końcu wycięłam dwie płaskie podeszwy z grubego kartonu. Przyszyłam je do spodów butów (kiedy wypełniacze były już w środku). Na te przyszyte podeszwy nakleiłam dwa cienkie kartoniki, które zamaskowały szwy. Cienkie kartoniki przed przyklejeniem pomalowałam lakierem do paznokci.

Mam nadzieję, że pomysł się Wam przyda:)
Uściski!:))

wtorek, 12 stycznia 2016

'Niech żyje król'- wizyta na Galaksji

Podróż na Galaksję minęła bardzo spokojnie. Fortran porządnie naprawił ekran i choć Lucy nadal uważała go za wyjątkowego aroganta, to nie mogła odmówić mu umiejętności. Komputer działał wzorowo i po kilku godzinach lotu Kapitan Snap pewnie wylądował statkiem kosmicznym na galaksjańskiej ziemi. Lucy chwyciła dysk robota i nasza dwójka zaczęła podążać betonową ścieżką w kierunku pałacu króla Galaksji. Tam bowiem należało dostarczyć zaprogramowany dysk.
-Zobacz.- Kapitan Snap szturchnął, zapatrzoną w kolorowy las, Lucy.
-Co?
-Tam przy rzece.- Kapitański palec wskazał dwóch mężczyzn, którzy stali przy łódce i rozwieszali rybacką sieć.

-Może podejdziemy? Przywitamy się?- zaproponowała Lucy. Kapitan Snap nie zdążył jednak odpowiedzieć, bo znad rzeki rozległo się nawoływanie.
-Ahoj, Ahoj!- krzyczał jeden z mężczyzn, machając przyjaźnie
-Ahoj!- odkrzyknęła Lucy i pobiegła w kierunku wołającego. Kapitan Snap rozejrzał się wkoło i pobiegł za nią.
-Jestem Roan, a to mój bliźniak. Co Was sprowadza w te strony?
-Dostarczamy przesyłkę- odpowiedział Kapitan Snap. W oczy rzuciło mu się niesamowite podobieństwo bliźniaków, z tym że tylko jeden zdawał się być gadatliwy.
-Przesyłkę, hę? No to oczywiście nie będę wam zabierać czasu. Nie zapomnijcie wstąpić do baru Pod Wtyczką.- Gadatliwy bliźniak potarł czoło i kilkukrotnie uformował wąskie wargi w coś na kształt uśmiechu. Drugi bliźniak rozpinał sieć i tylko zerkał w kierunku Lucy i Kapitana.
-A serwują tam koktajle?- zapytała z zaciekawieniem Lucy.
-Co, gdzie, aaa...taaak...oczywiście. Serwują koktajle i przekąski i na pewno bardzo będziecie zadowoleni. Teraz wybaczcie, muszę wracać do sieci.- Roan dał krok w tył i zasalutował po marynarsku.- Niech żyje król!
-No to udanego połowu i do widzenia.- Pożegnalny okrzyk bliźniaka nieco zbił Lucy z pantałyku.

Kiedy powróciła z kaptanem na zamkową ścieżkę, postanowiła podzielić się spostrzeżeniami, ale kapitan ubiegł ją.
-Jacyś dziwni ci bliźniacy. Jeden gada, drugi milczy i to 'niech żyje król'.-Snap przyspieszył, a Lucy dzielnie dotrzymywała mu kroku, ale miała jednak nadzieję, że nie skończy się jedynie na błyskawicznym dostarczeniu przesyłki.
-No może tak się tutaj żegna?
-Jak tu byłem ostatnio, to nikt się tak nie żegnał.-Kapitan Snap był pewien, że Roan nie był typowym, rozluźnionym Galaksjaninem.
Wymianę zdań przerwała para kobiet, która wyłoniła się z lasu i wkroczyła na ścieżkę. Z daleka trudno było zauważyć coś więcej jak tylko to, że obie kobiety były blondynkami. Kiedy jednak panie zbliżyły się, okazało się, iż jedna jest wierną kopią drugiej.
-Niech żyje król!- Wykrzyknęła jedna z kobiet, a druga narzuciła na głowę kaptur zielonej peleryny. Ukryła jednak twarz zbyt późno i zarówno Kapitan Snap jak i Lucy byli pewni, że kobiety były identyczne.
-Kolejne bliźniaki?- wyszeptała Lucy i ścisnęła paczkę.
-No właśnie. To co najmniej dziwne. Chodź prędzej-Kapitan Snap jeszcze przyspieszył i Lucy musiała teraz nieźle się nagimnastykować, aby dotrzymać mu kroku.

-Może to zbieg okoliczności?-wysapała Lucy. Powoli traciła chęć na sławne galaksjańskie koktajle i przysmaki. Wciąż jednak pragnęła czuć się bezpiecznie.
-Może, ale nie wiem, więc dostarczmy ten dysk i wracajmy na statek.
Za ostrym zakrętem betonowej ścieżki ukazał się kwadratowy zamek. Wokół pola siłowego, które go okalało, bawiły się dzieci.
-Jaki kojący widok- Lucy nieco się rozluźniła na widok brykających wesoło maluchów.
-Tylko spokojnie- wycedził przez zęby Snap.
-Ale ja jestem spokojna i tylko...-nagle Lucy zauważyła to, co Kapitan Snap zauważył chwilkę wcześniej.-Jakbym widziała podwójnie.
"Niech żyje król" rozlegało się raz po raz z małoletniego tłumu. Kapitan mocno chwycił Lucy za ramię, Dotarli do bramy i Lucy nacisnęła przycisk domofonu.
-Podaj cel wizyty!- Z głośniczka wypłynął metaliczny głos.
-Przybywamy od Wielkiego Programisty Fortrana. Mamy paczkę z dyskiem robota.- wyjaśniła Lucy. Brama otworzyła się, po czym z hukiem opadła.

-Dobrze, że tak szybko przeszliśmy-skwitował Kapitan Snap i oboje ruszyli do zamkowych wrót, gdzie przywitał ich niewielki , łysawy typ w strojnych szatach.
-Witajcie w królestwie Galaksja. Jestem Alafon, doradca króla. Jak się miewa Fortran?- typ spojrzał chciwie na paczkę i klasnął w dłonie, po czym nie czekając na odpowiedź powiódł Lucy i Kapitana wgłąb zamku.
Korytarze były metalowe, błyszczące, pełne drzwi i kręte. Po paru minutach dziarskiego marszu oczom przybyszów ukazała się duża, metalowa komnata. Wewnątrz komnaty stał sporych rozmiarów robot.
-No więc, co słychać u Fortrana?- zagaił Alafon
-Jest pełen osobistego uroku, jak zwykle.-Lucy nie mogła wyrzucić z pamięci niesmaku po pierwszym spotkaniu z programistą i z nieukrywaną ironią uniosła brew.
-Haha, tak, Fortran to bardzo inteligentny, niezwykle utalentowany młodzieniec. Poproszę dysk.-Alafon wyciągnął ręce po pakunek.
-Czy mogę zadać pytanie?-Kapitan Snap powstrzymał wydanie przesyłki dyskretnym gestem. Nie był pewien, co stanie się kiedy dysk znajdzie się u Galaksjanina.
-Ależ bardzo proszę.
-Po długiej podróży statkiem kosmicznym chcieliśmy się trochę rozerwać, skosztować sławnych koktajli, może wybrać się na masaże. Gdzie tu warto pójść?
-Na pewno bardzo się Wam spodoba w barze Pod Wtyczką. To niesamowite miejsce. Mają wyjątkowe koktajle i przekąski, które rzucą was na kolana. Zaprowadzę was osobiście. A teraz proszę o dysk.- Entuzjastyczną wypowiedź zakończył jakiś taki syk, który mógłby zmrozić krew w żyłach kogoś bardzo tchórzliwego.

Kapitan Snap tchórzliwy jednak nie był ani trochę. W jednej chwili odepchnął Lucy i chwycił Alafona. Próbę krzyku udaremnił, kneblując mu usta potężną dłonią.
-Co tu się dzieje? Pod Wtyczką, co? Co nas czeka Pod Wtyczką? Pewna śmierć? Co tu się dzieje? Teraz mi spokojnie wszystko opowiesz, zrozumiano?
Lucy drżała jak osika, ale wiedziała, że Kapitan zrobi wszystko, aby cało wyszli z sytuacji. Kiedy Alafon zaczął mówić, aż ciężko było uwierzyć w prawdziwość jego historii.
-Pewnie zauważyliście, że ostatnio wielu mieszkańców Galaksji ma duplikat? Otóż, duplikaty to idealne kopie. Myślą, czują, rozwijają się dokładnie tak jak pierwowzory. Ostatnio jednak duplikaty nie czują się najlepiej, a lekarstwo jest właśnie na dysku. Nie dzieje się nic złego. Nic a nic. Po prostu zwiększamy populację Galaksji i tyle.
-Nie wierzę mu!- rozemocjonowana Lucy podniosła głos i zbliżyła się do Alafona, po czym spojrzawszy prosto  w jego czarne oczy, dodała- Jeśli kłamiesz, zniszczymy dysk.
-Nie kłamię.- z ust Alafona wydobył się płaczliwy skrzek.
-No to mamy problem, bo ja również uważam, że nie mówisz nam prawdy.- Kapitan Snap poprawił uścisk.- Dlaczego kopie tak kochają króla? Wykrzykują "Niech żyje król"?
-Co? Aha, nie to...znaczy się, no bo królowi zawdzięczają życie. W końcu są wdzięczni i bardzo zadowoleni. Dzielą wszystko z oryginałami. Są tacy szczęśliwi, jeszcze! Bo trawieni przerażającą chorobą długo nie pożyją.
-Ja ma się zawartość dysku do tych skopiowanych poddanych?-zapytała Lucy. Wciąż nie byłą pewna, czy Galaksjanin nie blefuje.
-Każda kopia ma robo mózg. Taki malutki, niewielki, całkiem tyci, otoczony prawdziwą tkanką. Niezwykle skomplikowany, a teraz zarażony śmiertelnym wirusem, mózg. Na dysku jest odtrutka. Chyba nie myślicie, że kłamię? Włóżcie dysk do tego tu robota i sami się przekonacie. Nic się nie stanie.
-Do każdego mózgu dotrze sygnał, usuwający wirusa?- Kapitan Snap nadal nie wierzył w wyjaśnienia Alafona. Całą ta historia ze zwiększeniem populacji wydawała się bez sensu. Galaksja była niewielką planetą i jeszcze nie tak dawno było na niej bardzo wielu mieszkańców.
-Tak właśnie. Program na dysku wyśle sygnał i wszyscy będą zdrowi i jeszcze bardziej szczęśliwi.-przytaknął ochoczo Alafon.
-No dobrze, wierzę ci, ale zanim oddam ci dysk i udam się z moją tu towarzyszką do Pod Wtyczką, chcę porozmawiać z królem.- Kapitan Snap uśmiechał się i czekał na odpowiedź nieco dłużej niż wcześniej.
-Cóż, z królem, ale po co?
-Król potwierdzi twoje słowa, przekażemy mu ukłony od Fortrana i pójdziemy sobie.
-To nie możliwe.
-Jak to?- Snap wysłał Alafonowi podejrzliwe spojrzenie, które zdawało się być powiązane z siłą uścisku.
-No bo, król jest zajęty.- Oczy Alafona wyszły prawie z orbit. Jego ciało targane bólem, zesztywniało, oddech stał się płytki i nieregularny.
-Na pewno znajdzie czas dla tak ważnej sprawy. W końcu chodzi o życie jego poddanych, którzy bardzo go kochają.
-Król jest zajęty na planecie Florza. Ma tam konferencję i nie można mu przeszkadzać.-Mimo, że uścisk kapitania nie osłabł, to Alafon odetchnął. Czyżby udało mu się wymyślić idealne kłamstwo?
-Cóż, poczekamy więc sobie aż wróci.- Lucy oddaliła się od Alafona, usiadła na metalowej podłodze, a dysk ułożyła sobie na kolanach.

Wizja czekania nie bardzo przemawiała do Alafona. Stwierdził, że w ratowaniu poddanych liczy się każda minuta. Kapitan Snap jednak nie przypominał sobie, aby Fortran jakoś specjalnie nalegał na przesyłkę ekspresową. Był absolutnie przekonany, że Alafon to łgarz. Najbezpieczniej byłoby wrócić z dyskiem na statek i skontaktować się z flotą Niewielkiego Wymiaru. Wtedy można byłoby sprawdzić, co mówią Niewielkowymiarowi wywiadowcy? Czy na Florze odbywa się jakakolwiek konferencja? Kapitan o żadnej konferencji nie słyszał, ale flota nie jest informowana o wszystkich spotkaniach międzyplanetarnych. W końcu Kapitan podjął decyzję i oznajmił, że wszyscy razem udadzą się do statku kosmicznego, gdzie skontaktują się z Flotą Niewielkiego Wymiaru i poczekają na powrót króla.
-Z flotą? Nie wezmą na poważnie kuriera! Kiedy król wróci wylądujesz w lochu i ona też!-Alafon nie wytrzymał i zaczął się szamotać.
-Kuriera?-Kapitan Snap zachował spokój- Jestem Kapitan Snap, dowódca Floty Niewielkiego Wymiaru. Wierz mi, że na flocie można polegać.
-Jak to?! Kapitan Snap?! Z paczką? Dobre sobie, haha.
-To Kapitan Snap, dowódca floty. Nie drzyj się podejrzany typku, bo kapitan wybije ci zęby.- Lucy odwróciła się i spojrzała w kierunku drzwi. Wydawało jej się, że słyszała kroki.
Nagle komnata stanęła otworem. Do środka wparowało kilkunastu strażników. Jeden z nich chwycił Lucy, a inny wyrwał jej dysk.
-Nareszcie!- wydarł się Alafon- Puść mnie kurierze! A wy brać go!
-Stać! Puśćcie Lucy i dajcie nam wyjść, albo połamię mu kości!- odgroził się Snap.
-Nie masz szans! Brać go, a jeśli mnie skrzywdzi, zabić dziewczynę!
Kapitan Snap znalazł sięw sytuacji patowej. Nie mógł pozwolić, aby Lucy stałą się krzywda. Puścił Alafona i wpadł w ręce straży.
Alafon wygładził wytarmoszone szaty i tryumfował, miotając się po komnacie i tuląc dysk.
-Patrzycie na króla! Niech żyje król! Król to ja!
"Niech żyje król"- zawtórowali strażnicy, a Alafon kontynuował.
-Na dysku jest program, który uruchomi robota, a robot owszem, wyśle sygnał, ostatni sygnał! Każda kopia stanie się oryginałem. Rozumiecie?! Posłuszna, waleczna kopia warta jest co najmniej kilku oryginałów! Posłuszna kopia wykona każdy rozkaż, nie narzeka, zabije dla mnie, dla króla! Dla władcy Galaksji i całęj galaktyki!
-Przecież  wszyscy mogą sobie żyć razem!- Przerażona szaleńczym planem Alafona Lucy poczuła ogromną falę współczucia. Za moment miały zginąć setki tysięcy mieszkańców. Alafon szykował się do umieszczenia dysku w robocie.
-Razem? Nie moja droga. Galaksja ma za mało zasobów, aby utrzymywać darmozjadów i szkolić armię, która podbije Niewielki Wymiar.- Alafon przyciszył głos, podszedł do Lucy i położył dłoń na jej zapłakanej twarzy.
-Gdzie jest prawowity król? Jak udało ci się namówić Fortrana do współpracy?-Kapitan Snap wciąż miał nadzieję, że da radę siebie i Lucy i może nawet mieszkańców Galaksji. Starał się mówić spokojnie i liczył na to, iż pycha zgubi samozwańca.
- Fortran nie miał pojęcia, jaki sygnał wyśle mój robot. Nawet mnie nie zapytał! To programista a nie szpieg...a król, cóż, Alapos jest tu. O tu!- przed oczami kapitana zadyndała małą buteleczka, wypełniona bezbarwnym płynem.- Rozwodniłem go maszyną pożyczoną od Wodolan. To było bardzo proste. Tak dbał o siebie, że sam wskoczył do środka. Wystarczyło mu powiedzieć, że to najnowszy model elektrycznego masażera. Głupek!
-Sam jesteś głupek!- Lucy zdobyła się na wielki wysiłek i udało jej się oswobodzić tylko na kilka sekund. To wystarczyło, aby podbiec do zaskoczonego Alafona, zerwać z jego szyi łańcuszek z buteleczką, złapać buteleczkę w locie, ocalając ją przed stłuczeniem i połknąć ją.

-U nas na planecie jedna inżynierka została rozwodniona przez Wodolan i teraz ma sie dobrze! To odwracalny proces!-rzekła dobitnie, powtórnie pojmana Lucy.-Wasz prawdziwy król żyje. Jest w buteleczce.-zwróciła się do strażników.- Nie wyśle was na podbój Niewielkiego Wymiaru, bo nie jest szalony jak ten tutaj Alafon. Nie okryje was hańbą i nie  każe wam wyrzynać niewinnych! Wasz prawowity król kocha pokój i rządzi piękną planetą, na którą ściągają tłumy, aby wypocząć w pięknych lasach i skosztować koktajli! Galaktyka Relaxium szczyci się Galaksją! Pojmajcie króla samozwańca i oddajcie cześć Alaposowi!- W komnacie rozległ się szmer. Lucy byłą dumna z przemowy, którą udało jej się wygłosić, zwłaszcza, że buteleczka z królem boleśnie utkwiła jej w przełyku.
Jeden ze strażników brutalnie obezwładnił Alafona. A stało się to tak szybko, że ten wypuścił z rąk dysk. Urządzenie upadło na podłogę i roztrzaskało się. Następnie jeden po drugim, wszyscy strażnicy uklęknęli przed Lucy.

-Służymy królowi Alaposowi!-oznajmił donośnym barytonem dowódca straży.
Lucy pochyliła się i wykasłała króla.

Następnym krokiem było przywrócenie mu pierwotnej postaci. Kapitan Snap szybko przekonał Alafona do wezwania Wodolan i odwrócenia procesu rozwodnienia. Po kilku dniach król był już całkowicie sobą. Okazało się, że okrzyk "Niech żyje król" był obowiązkowy dla wszystkich nieskopiowanych mieszkańców Galaksji. Tak skrzętnie pilnowali oni, aby go używać, ponieważ obawiali się o swoje życie. Replikanci nie byli wcale przyjaźni, ani wdzięczni. Nie mieli żadnych uczuć. Byli zabójczymi maszynami, pokrytymi cyber skórą. Zaprogramował ich sam Alafon, a dysk Fortrana zawierał kod, potrzebny do ostatecznego nadania im pełnej funkcjonalności. Alafon tak skomplikowanego kodu napisać nie potrafił. Ów kod umożliwiał replikantom samodzielne konserwowanie się i dokonywanie wszelkich napraw. Póki co, obowiązek ten spoczywał na oryginałach. Każdy oryginał musiał codziennego przeglądać podzespoły  swojej kopii przy pomocy niewielkiej aparatury oraz oliwić stawy i dbać o stan cyber skóry. Po dodaniu ostatniego kodu do oprogramowania replikantów, oryginały nie byłyby już potrzebne i czekałby je okrutny koniec.
Wszyscy replikanci zostali dezaktywowani i przerobieni na depilatory i miękkie wanny z masażem. Galaksja rozkwitła na nowo, a to wszystko dzięki Lucy i Kapitanowi Snapowi.
Oboje oni otrzymali specjalny kupon na darmowe zabiegi upiększające i ogromną wdzięczność króla Alaposa oraz niewielkiej galaksjańskiej populacji.
A co znajdowało się w barze Pod Wtyczką? Nic innego jak centrum rekrutacji oryginałów. To tam z rozkazu samozwańczego króla trafiali mieszkańcy i goście Galaksji, aby otrzymać kopię i wszelkie instrukcje.


KONIEC

(pierwsza część historii znajduje się w poście 'Twarde Lądowanie')

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Kelly vs. Paula -porównanie lalek

Ostatnio dostałam śliczną laleczkę Paulę. To moja pierwsza i jestem pod wrażeniem, jak świetnie jest wykonana i jaką ma fajną artykulację.
Lalka Paula siada bez rozkroku i może poruszać swoimi lekko ugiętymi rączkami do przodu, do tyłu i na boki. Główka rusza się tylko na boki i szkoda troszeczkę, że nie ma ruchu góra-dół, ale i tak jest super:)
Moja Paula ma na sobie ogrodniczki a we włosach żółtą wstążeczkę.Ubranko jest uszyte bardzo porządnie i naprawdę zachwyca.
Muszę jeszcze napisać o włosach. Otóż są przyjemnie gęste i podczas pieszczotliwego czesania zostało mi na szczotce jedynie kilka włosków:) Są to takie same włosy, jakie mają lalki Moxie Girlz, a więc grube i dość sztywne.

Przygotowałam jeszcze obrazkowe porównanie lalki Pauli i Kelly:



- Obie są tej samej wysokości.

-Moja Kelly może z powodzeniem podkradać butki Pauli. Ich stopy są niemal identyczne.

-Kelly tego modelu siada w rozkroku a Paula nie.

-Rączki Pauli są lekko zgięte w łokciach, a rączki Kelly są raczej proste.

-Paula może ruszać rączkami na wszystkie strony, a u Kelly zależy to od modelu. Ta Kelly ze zdjęcia rusza rączkami tylko do tyłu i do przodu.

-Obie lale mają lekko uniesione dłonie, ale dłonie Pauli mają inne ułożenie palców. Wnętrza dłoni mojej Pauli nie są identyczne. Lewa dłoń ma masywniejszą część kciuka i większe załamanie i sam kciuk jest masywniejszy (możecie to zobaczyć na foto).

-Włosy Kelly są sypkie i cieńsze od włosów Pauli.

-Obie moje lale ruszają główkami tylko na boki.

-Paula nie zgina nóżek w kolanach, a u Kelly zależy to od modelu.

- Tęczówki i źrenice Kelly mają więcej detali.

Czy macie w swoich lalkowych zbiorach Paulę? Podoba się Wam ta małą koleżanka Kelly?

Pozdrowienia!:))

niedziela, 10 stycznia 2016

'Twarde Lądowanie'

Kapitan Snap przygryzł dolną wargę i najprecyzyjniej jak potrafił, rozpoczął ręczną kalibrację lądowania. Przerażona Lucy patrzyła w martwy monitor i choć miała ogromną wiarę w kapitańskie możliwości, to przez jej umysł mknęły katastroficzne wizje. Jedna była straszniejsza od drugiej i gdy Kapitan Snap rozpoczął odliczanie, Lucy żegnała w myślach sierotki odbite Wodolanom i nianię Glendę, która przez potężne wstrząsy zapewne domyślała się, że coś niedobrego dzieje się ze statkiem kosmicznym. Wspominała znajomych Niewielkowymiarowian i doszła do wniosku, że tęsknić będzie nawet za Królikami.

-Lucy, Lucy!- Nagle do jej świadomości dotarło głośne nawoływanie.-Już po wszystkim.
-Żyjemy?! Żyjemy!- Kapitan Snap wylądował wzorowo i otarłszy pot z czoła potrząsał przyjaciółką, która stopniowo wracała do siebie.

-Musimy naprawić ten ekran- powiedział Kapitan i chwycił telefon.-Następnym razem możemy mieć mniej szczęścia.
Rozdygotana z emocji Lucy podziwiała spokój, z jakim Kapitan Snap wezwał pomoc. Sama na pewno nie dałaby teraz rady wystukać numeru na niewielkiej telefonicznej klawiaturze.
Po kilkudziesięciu minutach oczekiwania do włazu zapukał Wielki Programista Fortran.

Lucy po raz pierwszy zobaczyła go na żywo i wydał się jej jeszcze przystojniejszy niż na zdjęciach gazet.

Jego przenikliwe, błękitne oczy szybko wychwyciły przyczynę usterki w numerycznym ciągu. Sama naprawa zajęła zaledwie pół godziny. Lucy obserwowała zwinne palce Fortrana po mistrzowsku władające klawiaturą i wibracjami programerskiego kryształu.

-To niesamowite, jak błyskawicznie naprawiłeś!- wykrzyknęła, gdy ekran zamigotał i pojawiły się na nim parametry statku.
Fortran odchrząknął, odwrócił głowę w stronę Lucy i delikatnie uśmiechnął się wyrwany z cyfrowego transu.
-Tooo, to nic wielkiego- powiedział i wyłączył kryształ. Uścisnął dłoń kapitana i pożegnał Lucy milczącym skinieniem. Ta jednak nie zamierzała dać mu odejść i zaproponowała kubeczek odświeżającej wody.
Całą trójka powędrowała do niewielkiej kuchni.

-Tutaj Lucy przygotowuje przepyszne posiłki.- Kapitan Snap przerwał ciszę.
-Tak, to moje małe królestwo. Bardzo lubię gotować i jako członek załogi staram się być pożyteczna.- Lucy dodała prędko, nalewając wody do kubeczków.
-To znaczy, że Lucy jest kucharką?- Fortran rozejrzał się po pomieszczeniu i zapytał nieco zaintrygowany.
-Nie tylko. Towarzyszy mi również podczas bezpiecznych misji. Pomaga dostarczać przesyłki, a czasami organizuje z Glendą wolny czas dla dzieci.- Odparł Kapitan Snap, popijając z kubeczka.
-Na statku są dzieci?
-Nie nasze, tylko sierotki, które kiedyś uratował Kapitan Snap. Znaczy się też my z Kapitanem nie...nie jesteśmy parą. Znaczy się...jesteśmy przyjaciółmi.- Pospieszyła z wyjaśnieniami Lucy, a jej twarz oblał rumieniec.
-Aha, to ciekawe- programista odwrócił się od Lucy i Kapitana i przez kilkanaście sekund zdawał się studiować kuchenne oprzyrządowanie, po czym rzekł-Ta kantyna jest nieergonomiczna. Elektroniczne dyspensery pożywienia zajmują znacznie mniejszą powierzchnię i skracają czas przygotowywania potraw. Odchodzi również konieczność posiadania urządzenia chłodzącego.
-Ale ja chętnie używam lodówki i kuchenki. Jedzenie z dyspensera to nie to samo.- Oczy Lucy zrobiły się okrągłe niczym spodki. Przystojny programista wiele stracił w jej oczach arogancką postawą.- Jeszcze wody?
-Jedzenie z dyspensera jest odpowiednio skalibrowane, dostarcza składników odżywczych, nie wymaga specjalistycznego przechowywania i...
-I jest bez smaku, a mojemu jedzeniu niczego nie brakuje!-Lucy nie wytrzymała i przerwała wywód, który wyraźnie ugodził jej kulinarną dumę.
-Nie chciałem cię urazić, ale jedzenie z dyspensera jest po prostu bezpieczniejsze- Fortran spojrzał na Lucy i posłał jej szybki uśmiech, który jednak wcale jej nie udobruchał.
-Sugerujesz, że moje jedzenie jest niebezpieczne? Może nieświeże?!
-Nic takiego nie powiedziałem tylko mówiłem o dyspenserze.- Kolejny szybki uśmiech podziałał na Lucy jak płachta na byka.
-No cóż, jeśli zechcemy zoptymalizować naszą kuchnię, to z pewnością pomyślimy o dyspenserach- wtrącił się Kapitan Snap. Jego próba załagodzenia sytuacji spełzłą jednak na niczym.
-Na pewno nie! Żadnych dyspenserów tu nie będzie, a teraz proszę wybaczcie mi, bo muszę odmrozić liście Koprowca...na kolację!- Lucy rzuciła wściekłe spojrzenie programiście i prężnym krokiem podeszła do lodówki, po czym zamarszyście otworzyła drzwiczki zamrażalnika i zaczęła dramatycznie grzebać w jego wnętrzu.

-To ja już będę szedł.- Fortran zachrząkał i wyciągnął rękę do Kapitana Snapa. Przed wyjściem rzucił do widzenia w kierunku Lucy, która nie odpowiedziała i jeszcze energiczniej przerzucała mrożonki.
Kapitan Snap odprowadził gościa i po chwili powrócił do kuchni. Lucy pakowała liście do garnka i mamrotała pod nosem.

-Zdenerwował cię?
-To ostatni cham! A  wydawał się taki miły, taki...taki przystojny i męski.
-Jeśli cię to pocieszy, to naprawdę nie jestem fanem posiłków z dyspensera.- Kapitan Snap rozciągnął usta w szerokim uśmiechu, pokazując rząd równiutkich, białych zębów.- Po kolacji zapraszam cię do centrum dowodzenia. Mamy do dostarczenia przesyłkę. Fortran zaprogramował dysk robota dla Galakasjan, a my go im raz dwa podrzucimy.
-Lecimy na Galakasję?- Lucy przestała gmerać w garnku i zaklaskała entuzjastycznie.
-Oho! Widzę, że dotarły do ciebie wieści o galakasjańskiej gościnności. A więc po kolacji widzimy się w centrum dowodzenia.
-Jasna sprawa!- Lucy mlaskała na samą myśl o galakasjańskich koktajlach i nie mogła się doczekać wizyty na planecie tego przysmaku. Oprócz tego słyszała, że Galakasjanie  mają cudowne centrum urody i jeden z największych lasów wypoczynkowych w galaktyce Relaxium. Wyprawa zapowiadała się wybornie.

CDN...

niedziela, 3 stycznia 2016

'Patison i Haga'

Haga zapragnęła stać się posiadaczką wierzchowca. Podczas wizyty na targu natknęła się na hodowcę, który w zagrodach miał smoki, gryfony, zwinne węże i wiele innych zwierząt. Wszystkie wywarły na elfce ogromne wrażenie, a perspektywa sprawniejszego przemieszczania się po leśnych ostępach była wielce kusząca. Na widok szarego konia o puszystym ogonie i bujnej grzywie Haga zapiszczała z zachwytu. Koń zatrząsł grzywą, wypuścił z pyska chrupiące źdźbło siana i zarżał. Hodowca z uśmiechem otworzył drzwi zagrody.
-Zapraszam, obejrzyj go sobie. To bardzo dobry koń i choć nie mówi, to wszystko rozumie. Zaniesie cię dokąd zechcesz mała panienko. Na imię mu Patison.
-Jak się masz Patison? Pójdziesz ze mną?- Koń spojrzał w elfie oczy i po kilkunastu minutach Haga stała się jego opiekunką, wyposażoną w siodło, ręcznie tkaną, miękką derkę i uprząż. Para poszła razem do obrzeży lasu. Tam Haga uznała, że najwyższy czas zrzucić koński ekwipunek z własnych pleców i ofiarować go Patisonowi.
Nigdy wcześniej nie siodłała konia i nie pamiętała jazdy na końskim grzbiecie. Wiele lat temu ojciec zabierał ją ze sobą na leśne, konne wyprawy, ale z tych wspomnień zostało bardzo niewiele.

-Jakoś sobie poradzimy- wyszeptała i zaczęła od nałożenia uzdy. Poszło gładko. Patison był niezwykle spokojny i wyrozumiały. Wesołym spojrzeniem śledził starania elfki i prychał z zadowoleniem gdy na jego grzbiecie lądowała derka i skórzane siodło.

Bez najmniejszego problemu dał się również dosiąść. Haga delikatnie napięła lejce i wraz z nowym towarzyszem zniknęła w leśnej gęstwinie. Spokojna jazda rychło przemieniła się w galop. W siodle siedziało się bowiem pewnie i wygodnie. Czyżby elfy posiadały naturalny dryg jeździecki?

Patisonowe kopytka mknęły wśród traw i mchu. Odważnie stąpały po mokradłach, wzbijając w powietrze kropelki wody.
Jakże wspaniale przemierzało się las w takim tempie. Haga była w siódmym niebie i nie żałowała ani jednego sreberka, wydanego u hodowcy wierzchowców.
-Za chwilę dojedziemy do obozowiska i będziesz sobie mógł odpocząć i poskubać trawkę- powiedziała, kierując się ku znajomej polance.

Kiedy znaleźli się na miejscu, zeskoczyła na ziemię i oprowadziła Patisona po jego nowym domu.
-Tu jest nasze ognisko i kociołek, a tam obok wózeczek i pakunki. Ja śpię na mchu przy ognisku, a ty możesz spać obok mnie. Tak będzie nam cieplej. W razie czego mamy jeszcze kocyk. Za tamtymi drzewami jest strumyk, gdybyś chciał się napić.- Konik bystro podążał łbem za wskazującym palcem elfki i gdy ta wszystko objaśniła, ułożył się na mchu. Spod przymkniętych powiek obserwował figlarny płomień pod kociołkiem i Hagę, która zabrała się za przyrządzanie strawy.



















W lesie było bardzo przytulnie. Patison nie zamieniłby nowego domu na zagrodę. Pod koronami drzew czuł się bezpiecznie i bardzo na miejscu. Elfka była niezwykle miła i od czasu do czasu zerkała w jego stronę. Za każdym razem na jej twarzy pojawiał się uśmiech. Cudownie jest dawać komuś szczęście i samemu być szczęśliwym.

KONIEC